wtorek, 3 listopada 2015

Najlepszy prezent urodzinowy | Hermiona & Ron

Niosę moje pierwsze Romione! Nie jestem szczególną fanką tego pairingu, nawet nie wiem, dlaczego postanowiłam od tego zacząć. Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. :) Bardzo dziękuję mojej koleżance, która pomagała mi w pisaniu tej miniaturki.
Finite

~~~~~~~~

 Był późny ranek. Promienie słońca wdzierały się do pokoju czarownicy przez błękitne zasłony prosto na jej twarz. Światło wpadające przez okno sprawiło, że Hermiona uchyliła powieki. Ziewnęła przeciągle i przetarła oczy knykciami. Leżała kilka minut wpatrując się bezmyślnie w sufit. 
 Usłyszała pukanie do drzwi swojej sypialni. Czekała aż ktoś wejdzie, ale stukanie nie ustawało, więc krzyknęła leniwie:
 - Wejść!
 Gdy tylko drzwi się uchyliły, do pokoju wpadli rodzice Hermiony, śpiewając głośno piosenkę urodzinową. Ku jej zdziwieniu, mama dziewczyny trzymała talerz z ogromną ilością naleśników z syropem klonowym. Przez chwilę zastanawiała się o co chodzi, ale jej wzrok spoczął na kalendarzu, wskazującym, że dziś jest dziewiętnasty września. Dotarło do niej, że obchodzi dwudzieste urodziny. Z rana zawsze myślę za wolno, przemówiła do siebie w myślach. Do końca piosenki wpatrywała się w nich z głupim uśmieszkiem. Pomimo swojej mądrości, nigdy nie wiedziała jak się zachowywać w takich sytuacjach.
 Jej rodzicielka podeszła do niej, pocałowała ją w czoło, kładąc na kolanach Hermiony naleśniki. Uśmiechnęła się do córki z matczyną miłością.
 - Wszystkie najlepszego, skarbie - powiedział pan Granger - Życzę ci, żebyś w końcu znalazła sobie męża i założyła cudowną rodzinę w swoim domu.
 Hermiona zachichotała. Tak, to prawda. Ma dwadzieścia lat, jeszcze nie ma partnera ani domu i mieszka z rodzicami. Jej to jednak nie przeszkadzało. Kochała ich i nie potrafiła sobie wyobrazić, że musiałaby ich opuścić. Na pewno utrzymywałaby z nimi stały kontakt, ale mimo wszystko nie mogła do siebie dopuścić takiej myśli.
 Nagle usłyszała, jak burczy jej w brzuchu, który bardzo domagał się śniadania.
 - Dziękuję - krzyknęła z uśmiechem do rodziców, kiedy wychodzili z pokoju.
 Łapczywie chwyciła jeden z naleśników i wpakowała go do ust. Od razu poczuła jak fala słodkości syropu klonowego rozpływa się w jej buzi. Sprawnym ruchem odrzuciła kołdrę i ruszyła do łazienki. Po drodze zabrała jasnoróżową koszulę i jeansy. Zamknęła za sobą drzwi i spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Westchnęła na widok włosów, które zawsze wyglądają jakby wyszła zza krzaków. Próbując je rozczesać, poczuła jakby wyrywała sobie ich co najmniej połowę. Gdy doprowadziła się do w miarę znośnego stanu, ubrała się i zeszła na dół, do salonu. Był to niewielki pokoik utrzymany w ciepłych kolorach. Gdzieniegdzie porozstawiane były doniczki z kwiatami, które uwielbiała mama Hermiony. Dziewczyna postanowiła obejrzeć coś w telewizji. Jeździła powoli po kanałach. Czy teraz nie puszczają nic ciekawego? Odchyliła głowę na oparcie i przymknęła oczy.
 Odpoczynek przerwało jej stukanie w szybę. Cała rodzina Granger odwróciła się w stronę dźwięku. Za oknem siedziała malutka, szara sówka, w której Hermiona rozpoznała Świstoświnkę Weasley'ów. Dawno jej nie widziała. Wpuściła Świnkę do domu, a ta usiadła jej radośnie na ramieniu, trzymając w dziobie list większy od niej samej. Dziewczyna natychmiast złapała kopertę. Świstoświnka podleciała do miski ze słonecznikiem, a pani Granger nalała jej do innej miseczki wody. Sówka  zaćwierkała entuzjastycznie i zaczęła latać po całym mieszkaniu.
Hermiona przyjrzała się kopercie. Po piśmie wywnioskowała, że to list od Ginny Weasley. Uśmiechnęła się do siebie i pewnym ruchem wyjęła list, którego treść była następująca:

Kochana Hermiono,
Z okazji Twoich dwudziestych urodzin, chciałabym życzyć Ci wielu nowych książek, wspaniałego partnera i sporej ilości galeonów! Aby uśmiech nigdy nie znikał z Twojej twarzy i żebyś nigdy nie musiała wytrzymywać z takimi ludźmi jak moi bracia. Wyobrażasz sobie, że wczoraj podrzucili mi Krwotoczki Truskawkowe zamiast zwykłych gum?! Przez pół dnia nie mogłam zatamować krwotoku  z nosa, dopóki nie zlitowali się nade mną i nie dali mi drugiej części tego cukierka. To było okropne. Ale wracając do Ciebie, zapraszam Cię do Nory na przepyszne ciasto mojej mamy. Z pewnością się ucieszy, że nas odwiedziłaś. Mam nadzieję, że będziesz. Odpowiedź wyślij Świstoświnką. 
Twoja kochająca i wiecznie ruda
Ginny.

 Hermiona zaśmiała się, czytając podpis Ginewry. Uwielbiała ją, zresztą każdego z członków rodziny Weasley darzyła sympatią. Nawet Percy'ego lubiła na jakiś sposób. Odwróciła się do rodziców, którzy podążali wzrokiem za małą sówką. Minęło tyle lat, a oni jeszcze nie przyzwyczaili się do sowiej poczty.
 - Nie będziecie mieć mi tego za złe, jeśli pojadę do przyjaciół? - Wolała zapytać przed odpisaniem, żeby nie sprawić im przykrości. Spojrzeli na nią i pokiwali przecząco głowami.
 - Oczywiście, że nie. A kogo chcesz odwiedzić?
 - Weasley'ów. Pamiętacie ich? Rudzi i z piegami, duża rodzin...
 - Ach, tak - przerwała jej pani Granger z uśmiechem na wspomnienie zaprzyjaźnionej rodziny. - Bardzo ciekawi ludzie. Pani Weasley jest przemiła.
 Dwudziestolatka rozpromieniła się, słysząc słowa mamy. Bez wahania odwróciła list na drugą stronę, złapała długopis i szybko, ale starannie, zaczęła pisać wiadomość.

Droga Ginny,
Bardzo dziękuję Ci za życzenia i za zaproszenie. Oczywiście, będę w Norze około godziny siedemnastej, o ile wszystko wyjdzie po mojej myśli. Nie mogę się doczekać, żeby Was zobaczyć! Swoją drogą, jak mogli wyrządzić Ci takiego psikusa? Biedna. Do zobaczenia!
Ślę całusy i pozdrawiam,
Hermiona.

 Przeczytała list jeszcze raz, a gdy wszystko było jak należy, wpakowała go do koperty. Przywołała Świstoświnkę, widocznie bardzo radosną, że może dostarczyć odpowiedź. Przez chwilę Hermiona zastanawiała się, czy ta malusia sówka to uniesie, ale gdy wyleciała przez okno, dziewczyna przytuliła rodziców i pobiegła do swojego pokoju, żeby się przebrać.
 Otworzyła szafę i tu pojawił się problem. Co ona ma ubrać? Przecież nie pójdzie w tym, co ma na sobie. Po kolei przymierzała do lustra wszystkie sukienki, jakie miała. Zajęło jej to chyba z piętnaście minut. W końcu zdecydowała się na kremową sukienkę do kolan, podkreślającą jej talię. Była na ramiączkach, ale Hermiona do tego wybrała biały sweterek, zakrywający jej ramiona i cieniste rajstopki. Całość prezentowała się naprawdę ładnie.
 Później przyszła kolej na największą zmorę panny Granger - włosy. Postanowiła, że użyje eliksiru "Ulizanna", wynalezionego przez dziadka Harry'ego, Fleamonta Pottera. Na szczęście miała jego zapas, ale praktycznie w ogóle go nie używała, bo jest to strasznie czasochłonne. Ostatni raz, kiedy nakładała go na włosy, była na czwartym roku w Hogwarcie, podczas Balu Bożenarodzeniowego. Pamięta, jak pokłóciła się wtedy z Ronem. Bardzo to przeżywała i wypłakała z tego powodu wiele łez. Na szczęście się pogodzili, jednak Hermiona często wracała do tych smutnych wspomnień.
 Efektem końcowym było w miarę znośne upięcie z tyłu głowy. Popsikała się jej ulubionymi perfumami o zapachu róży i nałożyła błyszczyk na usta. Nigdy nie lubiła się malować. Wyszła z łazienki i spojrzała na zegarek. Jak to już jest szesnasta? Jeszcze niedawno się obudziła... Wiedziała, że ten eliksir to nie najlepszy pomysł! 
 Po raz kolejny tego dnia zeszła na dół. Jej rodzice właśnie jedli obiad. Obróciła się z szerokim uśmiechem, a w efekcie sukienka zaczęła ślicznie wirować. 
 - Jak wyglądam? - zapytała, przygładzając materiał. 
 - Pięknie, księżniczko. - Pan Granger mrugnął do córki. 
 - Nie jesz obiadu? - wtrąciła mama Hermiony.
 - Nie, dziękuję. Zjem później - odpowiedziała uprzejmie.
 Przez niecałą godzinę porozmawiała jeszcze z rodzicami, a gdy zbliżała się godzina siedemnasta, wstała od stołu. 
 - Pora iść. 
 Na szczęście niedawno zdała egzamin na teleportację, co jej bardzo ułatwia życie. Rzuciła krótkie "cześć" na pożegnanie. Skupiła się na tym, że chce znaleźć się w Norze i natężyła wolę. Zrobiła obrót, poczuła szarpnięcie w okolicach pępka i znalazła się w nicości. Przez chwilę zabrakło jej powietrza, ale aportowała się na wzgórzu niedaleko domu Weasley'ów. Z zadowoleniem ruszyła w stronę budynku.
 Nora niewiele się zmieniła, odkąd widziała ją ostatni raz. No może była małą odrobinkę bardziej podniszczona, ale to oddawało urok tego miejsca. Na podwórku przed domem biegały biało-brązowe kury, o które Hermiona się prawie przewróciła. Już chciała zapukać do drzwi, ale one otworzyły się z charakterystycznym skrzypnięciem, a za nimi stanęła pani Weasley, uśmiechając się od ucha do ucha. Wpuściła dziewczynę, a gdy zamknęła drzwi, przytuliła ją tak, że Hermiona myślała, że zaraz przestanie oddychać. Na szczęście puściła ją w samą porę.
 - Witam, kochanie - rzekła entuzjastycznie.
 - Dzień dobry, pani Weasley - odpowiedziała Hermiona, unosząc kącik ust.
 - Wejdź. - Kobieta wskazała ręką wejście do kuchni. Dwudziestolatka skierowała się w tamtą stronę.
Wnętrze jak zawsze było przytulne i ciepłe, ale teraz gdzieniegdzie były powieszone balony. 
 Hermiona rozglądnęła się po pomieszczeniu. Nigdzie nie zauważyła pana Weasley'a. Zapewne jest w pracy, pomyślała. A szkoda. Miała zamiar zapytać, gdzie są wszyscy, lecz usłyszała donośne kroki. Chwilę potem do kuchni wbiegli Ginny, George, Angelina, Percy i Charlie. Mieli na głowach kolorowe czapeczki, a na ustach wymalowane szerokie uśmiechy. Zaczęli śpiewać i przekrzykując się, składali Hermionie życzenia. Do tego w tle pani Weasley puściła nową piosenkę Fatalnych Jędz. Gdy skończyli, dziewczyna zaśmiała się i przytuliła każdego z osobna. Zaskoczył ją widok Angeliny, Percy'ego, Charlie'ego i Billa, do tego ta radość po minionych wydarzeniach. Coś jej jeszcze nie pasowało.
 - Gdzie jest Ronald? - zapytała, ściskając Ginny. Ta wzruszyła lekko ramionami.
 - Musiał gdzieś wyjechać. Nic więcej nie powiedział.
 Hermiona poczuła, że robi jej się smutno, ale nie dała po sobie tego poznać. Żałowała, że nie będzie mógł świętować jej urodzin z innymi. Wszyscy zasiedli do stołu, na którym leżał obrus w kratę. Zastawiony był różnymi potrawami. Co jak co, ale pani Weasley potrafi gotować. Wszyscy zaczęli żywo rozmawiać. Dziewczyna spostrzegła ramię George'a, obejmujące Angelinę.
 - Czy ja o czymś nie wiem? - powiedziała z rozbawieniem. Para ukazała zęby, podnosząc dłonie, na których widniały srebrne obrączki. - Rany, gratuluję! Ale dlaczego nic nie wiedziałam? - dodała, grożąc palcem z udawaną złością. Przyszłe małżeństwo zachichotało.
 Po kilkunastu minutach usłyszeli "Sto lat" i wstali, szurając krzesłami. Pani Weasley niosła tort. Skromny, ale uroczy. Był biały, po bokach udekorowany słodkimi kwiatuszkami. Na górze jarzyło się dwadzieścia malutkich świeczek. Wszyscy przyłączyli się do kobiety, a Hermiona uśmiechnęła się. Znowu to samo, jęknęła w duszy. Gdy śpiewali, tort został postawiony przed jubilatką. Dziewczyna zaczęła się zastanawiać. Czego ma sobie życzyć? Pieniędzy? Przecież pracuje i zarabia całkiem sporo. Szczęścia? Wystarczy jej, to co ma. Przypomniała sobie słowa ojca. Każdy przestał śpiewać i popatrzeli na Hermionę z wyczekiwaniem.
 - Chciałabym spotkać moją miłość - powiedziała cicho, tak, że nikt tego nie usłyszał. Zaczerpnęła powietrza i z całej siły zdmuchnęła świeczki. Rozległy się brawa. Wszyscy ponownie usiedli, a pani Weasley zaczęła kroić tort. Mimo zapewnień Hermiony, że nie jest głodna, kobieta nałożyła jej największy kawałek.
 - Jedz, jedz! Tylko mi nie mów, że się odchudzasz - rzekła pani Weasley i odeszła. To przekonało Hermionę.
 - Już nie jesteś nastolatką. Jak się z tym czujesz? - szepnęła Ginny i obie parsknęły śmiechem.
 - Bardzo dojrzale - odpowiedziała wspaniałomyślnie Hermiona. - Zresztą nie bądź taka do przodu, ty za rok również będziesz miała dwadzieścia lat.
 - Rok to sporo czasu - skwitowała Ginny, opierając się nonszalancko na krześle. Jubilatka zachichotała.
 - Może i masz rację. A gdzie jest Bill z Fleur? 
 - Nie mogli przyjechać. Wiesz, sprawy rodzinne. Poza tym musieli zostać z Victoire, Dominique i Luisem.
 - A Harry? Przecież nie mógł zapomnieć.
 - Ach, tak. Miałam złożyć ci od niego życzenia. Miał jakąś misję. Głupi zawód Aurora. - Ginny przewróciła teatralnie oczami.
 - No to pora na prezenty! - krzyknął George, a wszyscy zerwali się na górę po podarunki. Hermiona i pani Weasley zostały w kuchni. Dziewczyna westchnęła i spojrzała na gospodynię.
 - Prezenty? Naprawdę, nie było to konieczne...
 - Nie dramatyzuj, kochanieńka - powiedziała pani Weasley, nakładając sobie sałatki z groszkiem. - Przecież każdy lubi prezenty, prawda?
 W tym czasie wszyscy zbiegli na dół, trzymając w rękach kolorowe pakunki. Hermiona powiedziała, że rozpakuje je w domu, ale nalegali, by zrobiła to przy nich. Przewróciła oczami, uśmiechając się i zabrała się za otwieranie prezentów. Od Charlie'ego dostała kurtkę ze smoczej skóry. Zapewnił ją, że to sztuczny materiał. George i Angelina podarowali jej mnóstwo rzeczy z Magicznych Dowcipów Weasley'ów, twierdząc, że kiedyś mogą się przydać, a Percy dał Hermionie grubą księgę o świecie magii. Ginny za to postawiła na prostotę i dała jej śliczne zdjęcie, na którym są obie i uśmiechają się z fotografii, oprawionej w ozdobną ramkę. Ten prezent najbardziej przypadł jej do gustu, lecz oczywiście nikomu tego nie powiedziała.
 - Bardzo wam dziękuję, nie trzeba było...
 - Przestań, każdy zawsze stosuje tę gadkę - przerwał jej Percy, udając znudzony ton. Hermiona się zarumieniła i przytuliła ich. 
 Reszta imprezy urodzinowej minęła w radosnej atmosferze. Pod koniec nawet wrócił pan Weasley i odbyły się tańce do największych hitów Fatalnych Jędz. Około godziny dwudziestej drugiej pożegnała się z wszystkimi, kolejny raz dziękując za wszystko. Zmniejszyła prezenty zaklęciem i spakowała je do torebeczki.
 Przed Norą aportowała się do domu. Była cisza, więc pewnie jej rodzice już spali. Na palcach prześlizgnęła się do swojego pokoju, starając się nie wydać żadnego odgłosu. Zamknęła za sobą drzwi i poszła wziąć szybki prysznic. Przebrała się w pidżamę, a na nią nałożyła długi, puchaty szlafrok. Włosy spięła w luźnego koczka, który dodawał jej uroku. 
 Gdy wyszła i zobaczyła rudą czuprynę siedzącą na jej łóżku, krzyknęła. Zakryła usta dłonią, mając nadzieję, że jej rodzice tego nie usłyszeli. Uspokoiła oddech i spojrzała na Rona z wyrzutem.
 - Ron, ty gumochłonie! Zdajesz sobie sprawę, że jest już późno? I jak ty się tu w ogóle znalazłeś?! - Można by powiedzieć, że krzyczała szeptem. Ron uśmiechnął się do niej tajemniczo.
 - Wiesz... Nie zamknęłaś balkonu. 
 Hermiona uderzyła się dłonią w czoło. Była na niego zła, że nie świętował jej urodzin razem z innymi, choć wiedziała, że podobno musiał wyjechać.
 - Po co tu przyszedłeś? - zapytała, siląc się na lekceważący ton. Ron podszedł do niej powoli i uściskał ją.
 - Chciałem ci złożyć życzenia. Chyba nie myślałaś, że zapomniałem, co? - Hermiona wzruszyła ramionami. - Ej, nie obrażaj się. Dzień się jeszcze nie skończył, prawda?
 Uniósł podbródek dziewczyny, tak, aby spojrzała mu w oczy. Jej czekoladowe tęczówki napotkały błękitne oczy Rona. Rany, jakie on ma śliczne oczy... Zaraz, nie. Cofnij. Dlaczego on musi być taki wysoki? 
 - Gdzie byłeś? - powiedziała, nim zdążyła się ugryźć w język.
 - Pojechałem kupić dla ciebie prezent. - Ron wyjął z kieszeni drobne pudełeczko. Miało kolor czerwony, a na górze widniała złota wstążka. Są to barwy domu, do którego należeli, chodząc do Hogwartu. Podał je Hermionie. - Otwórz.
 Dziewczyna wykonała powoli polecenie, niby od niechcenia, choć tak naprawdę była bardzo ciekawa, co jej kupił. Otworzyła oczy ze zdumienia. Na bordowej poduszeczce leżał srebrny naszyjnik. Miał lekkie zdobienia, lecz najpiękniejsza była zawieszka. Było to malutkie serduszko, a na nim litery: H+R. Hermiona westchnęła. Poczuła, jak w jej oku kręci się łezka.
 - To... Ron, jest prześliczny. Ja... dziękuję. - Pannie Granger zabrakło słów, co nie było częstym zjawiskiem. Jeszcze raz przyjrzała się zawieszce. - H i R? Czyżby jakiś ukryty przekaz? - zapytała, śmiejąc się lekko. Cała złość na Rona nagle się ulotniła, jak za machnięciem różdżki. Spojrzała na niego. Wlepił w nią te cudowne oczy, a kącik jego ust uniósł się lekko. Zbliżył się do Hermiony, prawie stykali się nosami. 
 - Cóż... - szepnął. - W przedmiotach może być więcej przekazu, niż myślisz.
 I nim dziewczyna zdążyła zareagować, Ron pocałował ją delikatnie prosto w usta. Hermiona poczuła motylki w brzuchu. To było takie fantastyczne uczucie. Od dawna podobał jej się ten rudy chłopak, ale nigdy nie sądziła, że taka chwila nadejdzie. A tu proszę... Życie lubi płatać psikusy. Odwzajemniła pocałunek, zarzucając mu ręce na szyję. Ron objął ją w talii, a dziewczyna zaczęła wchłaniać zapach jego perfum. 
 Ostatnia myśl Hermiony, to to, że właśnie jej życzenie się spełniło i dostała najlepszy prezent urodzinowy pod słońcem.




3 komentarze:

  1. Fajne , choć nie lubię tej pary :D
    Jakoś mi Hermiona nie pasuje do rona :D
    Czekam na następną :D
    Pozdrawiam i weny życzę ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na początku podobali się Ci dwoje jako para z czasem zdecydowanie nie. Fajna miniaturka :)
    Życzę mnóstwo weny :D
    http://wbrewwszystkim.blogspot.com/2016/02/prolog-singielka.html - zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. 58 year old Database Administrator II Taddeusz Ruddiman, hailing from Dolbeau enjoys watching movies like "Craigslist Killer, The " and Board games. Took a trip to Historic Town of Goslar and drives a E-Class. sprawdz to

    OdpowiedzUsuń

Za każdy komentarz dziękuję, daje mi to wielką motywację!
Komentować można również anonimowo.
Nie przyjmuję nieuzasadnionej krytyki.
Weryfikacja obrazkowa wyłączona.